Motywacja

środa, grudnia 23, 2015

fot. A. Baran

Wszyscy mówią o motywacji. Użyj jedzenia, rzuć piłkę, pochwal... No dobra, a co jeśli to nie psu brakuje motywacji, ale właścicielowi?


(...)w tym kraju [to o Polsce] wciąż mży oraz pada - słyszę w słuchawkach, gdy cisnę rowerem z Boorkami na plac. Nie ma żadnych zaskoczeń - w ciągu najbliższej półtorej godziny zmoknę na pewno. Może przestanie padać gdy wrócę do domu. Pikusiowi jest już chyba wszystko jedno, bo jest i tak w połowie mokry od błota, a Vega znów będzie chodzić przy nodze z zamkniętymi oczami. 

Daję psu żarcie z ręki - tak jak zawsze - no i on zachacza mnie zupełnie niechcący zębem i palec mi odpada i szukam go potem w trawie i błocie... I jestem już ostro wpieniona, bo przecież jest ciemno i głupio zostawić całkiem sprawny palec tak na trawniku, więc wyciągam komórkę, żeby sobie poświecić i te pozostałe palce wcale nie współpracują - telefon trzymam bardziej siłą woli niż w garści, a ekran... A no tak, już pomijamy jak go usyfiłam brudnymi od psiej śliny i żarcia palcami, zresztą czy to ważne jak już na niego deszczu napadało? No, to upał jakby zelżał.

A w ogóle to mam takie pytanie dlaczego ciągle jest ciemno? Nawet jak jest dzień, to jest ciemno.

I serio, mimo to dłubiemy to co mamy dłubać, tyle że jakoś tak ostatnio jak jeden krok pójdę do przodu, to dwa do tyłu. I wracam do domu - i jestem mokra, i brudna, i jest mi zimno, ale idę do łazienki, bo muszę spłukać jeszcze tonę błota ze swoich mokrych, brudnych i zziębniętych psów - i gdybym tylko miała wolną rękę to bym rwała kłaki z głowy, bo nie jarzę skąd ten regres i dlaczego pieski się zepsuły.

W sumie mogłabym powiedzieć, że mię to wali równo, w związku z czym swoje zapasy ATP przeznaczę na coś zupełnie innego niż wymyślanie nowych rozwiązań na te kroki do tyłu, jak również poczekam aż będzie ładnie, żeby nie marznąć, nie moknąć i nie brudzić ani siebie ani psów. Tyle że... Jakoś mi to nie wychodzi. 

W czym tkwi sukces motywacyjny?
Nie, nie w zbliżających się zawodach, nie w postanowieniu, czy blogowym projekcie.
Moja motywacja to to chodzenie na sztywnych nogach, gdy psy widzą, że biorę szelki. To darcie japy zaraz po wyjściu z klatki schodowej.  To ta mina Vegi z wytrzeszczonymi oczami i zagryzionymi faflami, kiedy wie, że zaraz zaczniemy. To skakanie Pikusia wokół mnie. To to czekanie przed wejściem na plac, startem na rowerze albo przy pasie, czekanie na starcie i na odłożeniu. 
Gdy ćwiczymy nie robi nam, że pada, albo że jesteśmy brudni - nie ma na to czasu, bo przecież jesteśmy zajęci. Wiadomo, że byłoby fajniej gdyby było sucho, ciepło i bezowadzio - ale zwykle do tego wniosku dochodzę wracając do domu, kiedy już wiem jak bardzo mokra, brudna i zziębnięta jestem obecnie. To jest po prostu czas dla nas - jestem tylko ja i pies, i tylko to się liczy.

fot. K. Wójcik

Brzmi ckliwie? Być może. Ja po prostu to lubię i  nie wiem jak inaczej to opisać. Lubię i sprawia mi przyjemność, gdy psy cieszą się, że będziemy coś wspólnie robić i bardzo angażują się w te działania. Lubię, gdy psy są wesołe. Lubię wymyślać rozwiązania i próbować czy coś zadziała. Lubię, gdy moje psy coś umieją, czegoś się nauczą i zrozumieją jakieś zadanie. Wszystko byłoby piękne i proste, gdyby na tym skończyć, ale...
Jestem zmarźluchem, nienawidzę błota i robię się bardziej gburowata niż zwykle gdy ciągle pada i jest ciemno. Nienawidzę zmywać z psów tony brudu po każdym wyjściu. I wtedy, na momenty, gdy podłość pogody jest odwrotnie proporcjonalna do mojego uwielbienia dla pracy z Boorkami mam kilka patentów dających +10 do motywacji. Oto i one!


  1. Trenujesz, albo leserujesz. Każdy trening wymaga poświęceń i zaangażowania - żaden nie zrobi się sam. Jak się chce mieć efekty, to trzeba działać, a nie szukać wymówek, zwłaszcza, że pogoda zwykle nie jest doskonała, za to bardzo często bywa kapryśna. Poważnie, zawsze gdy w głowie kiełkuje mi myśl "może dziś nie" to jeszcze raz zerkam przez okno i uczciwie przyznaję się przed sobą czy mam powody, żeby mi się chciało, czy też po prostu się lenię. Prawda jest taka, że regularny, przemyślany trening daje najlepsze i długoterminowe efekty. Jak mogę wymagać od psa, żeby dał z siebie 100% jeśli ja rezygnuję przez lenistwo, odpuszczam sobie przy każdej możliwej okazji tym samym robiąc biedakowi burdel w głowie? Albo robimy coś dobrze i się do tego przykładamy, albo dajmy sobie spokój. Trening raz w miesiącu, albo od innego wielkiego święta - bez przygotowania i przemyślenia, to chyba raczej żaden trening.
  2. Szukanie inspiracji. Oczywiście nie zaraz przed wyjściem - ale w wolnym czasie. Lubię podpatrzeć sobie co ktoś inny robi - czasami na filmiku, czasami na żywo. Wyłapać jakiś ciekawy sposób na zrobienie danej rzeczy, albo po prostu popatrzeć na zajebistą pracę jakiejś pary przewodnik-pies. Niekoniecznie po to, żeby coś tam znaleźć, czasem po prostu żeby nacieszyć oko fajną robotą (w przeciwieństwie do niektórych którzy będą zastanawiali się jak bardzo pocięty był filmik, bo przecież wszystkie dobre pieski i dobrzy przewodnicy są tylko tajemniczą legendą ktokolwiek-widział-ktokolwiek-wie ;-) ). Zwykle po takiej sesji mam przynajmniej kilka nowych pomysłów, albo jakieś modyfikacje i udoskonalenia, które mogłabym przetestować. A jeśli nie to po prostu widząc coś fajnego po prostu chce mi się robić. 
  3. Dobre ciuchy i inne "wspomagacze". Świadomość, że buty mi nie przemokną i że uszy mi nie odpadną jakoś tak w naturalny sposób sprawia, że łatwiej jest mi się pogodzić z tym, że na zewnątrz jest ciemno, zimno i błotniście. Jeśli komplet uwzględnia nieprzeciekający termokubek i ogrzewacze do rąk to właściwie nie muszę martwić się o swój byt :D . 
  4. Każdy powód do kupowania psu nowych rzeczy jest dobry. Rzeczy eksploatowane niszczą się, a wiadomo, że trenowanie to eksploatacja :D . A po co kupować coś czego się nie używa?
  5. Bez presji - robię to dla siebie i swoich psów. Jeśli leje jak z cebra, albo wali grad to nie cuduję i nigdzie nie idę. Nie narzucam sobie sztywnych ram, że muszę coś zrobić w określonym czasie (w sensie nauczyć psa czegoś w 7 dni na przykład), bo zwykle wtedy jestem dużo bardziej sfrustrowana i mniej zmotywowana. Nie gonię nikogo, staram się nie porównywać. To co dla mnie jest najważniejsze w treningu to skupienie się na własnej relacji z psem, na doskonaleniu swojego warsztatu i umiejętności psa. Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim tempie. 
Być może lista nie jest zbyt imponująca, ale na samym początku przyznałam się do swojego głównego grzechu - ja to po prostu lubię, chcę to robić i jest to dla mnie ważne. Dlatego w większości wypadków nie potrzebuję żadnych dodatkowych powodów, żeby walczyć z żywiołami  czy ze sobą (aczkolwiek te pięć powyższych powodów na codzień jeszcze bardziej podnosi moje morale i działa, gdy jednak te ostatnie spadają poniżej norm ;-) ). 

Chociaż nie wątpię, że pewnie też lubcie coś robić ze swoimi psami, to jednak każdy miewa "chwile słabości" - podzielcie się Waszymi sposobami - co Wam pomaga na jesienno-zimowe niechęci?

P.S.: Nie dajcie się zmylić tymi ciepłymi fotkami - to jeszcze wczesnojesienne! Niech pełnią rolę motywacyjną. 

P.S.2.: Oczywiście życzymy wszystkim Wesołych Świąt! 

You Might Also Like

3 komentarze

  1. Genialny tekst! Czyta się jednych tchem :D
    Ja akurat jestem zimnolubna i taka jesienne plucha i mróz zupełnie mi nie przeszkadzają, a do brudu i tony błota jestem przyzwyczajona przez Abi, która nawet w lecie przy 30 stopniach wraca do domu brudna :P
    Od trzech lat nie wyobrażam sobie dnia bez spaceru (w tym Abi również) i to nie takiego krótkiego, szybkie siku i z powrotem ;) Przebywanie i praca z psami daje mi tyle radości i dziecięcego szczęścia, że nie da się tego opisać zwykłymi słowami, bo to po prostu moja pasja. Inni wolą piłę nożną, grę na gitarze, ja wolę psy - takie moje małe uzależnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wpis. W naszym przypadku, gdyby w postaci wykresu przedstawić poziom motywacji do ćwiczeń zarówno mojej, jak i mojego psa, wyszłaby z tego istna sinusoida. Są momenty, kiedy Azra zaskakuje mnie bardzo pozytywnie i w mig łapie nowe ćwiczenie, a są dni, kiedy proponuję jej ćwiczenia, a ona wszystko robi w zwolnionym tempie, jest rozkojarzona, a jej mina zdaje się mówić "po co ja to w ogóle robię??". Pół biedy, kiedy wiem, że to ja nawaliłam i wiem, jak mogę to poprawić. Np. Wiem, że mylę sygnały nagrody i tym samym mącę psu w głowie, ale wiem, że to kwestia pracy nad sobą. Gorzej, kiedy nie mam zielonego pojęcia co się stało, dlaczego super obikowy pies nagle zapomniał o co chodzi w chodzeniu przy nodze, i nie wiem, co z tym zrobić. W efekcie wracam do domu zdołowana, bo przecież wydawało mi się, że coś już umiemy, że "było dobrze". No właśnie, było.

    OdpowiedzUsuń
  3. Punkt pierwszy powinnam mieć wypisany na suficie nad łóżkiem. Hej, to jest całkiem wykonalne! Dzięki za dawkę mocy i inspiracji :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Czytamy